Wędkarstwo nie dla mięsiarzy!!!
  Szwecja
 


Szwecja to nie tylko wielkie szczupaki
 
      Jednym z naszych marzeń wędkarskich był wyjazd do Szwecji na duże szczupaki. Od słów do czynów i już mieliśmy zarezerwowany wyjazd wakacyjny razem z naszymi kobietami do miejscowości Amhult 140 km od Ystad. Wyjazd tygodniowy w sierpniu, z zarezerwowaną łódką, z domkiem na polu campingowym bez przewodnika. 

       

      4 godziny autem, potem 10 godzin promem i 2,5 godziny autem, jesteśmy na miejscu. Byliśmy trochę za wcześnie, więc zdążyliśmy zwiedzić ośrodek, sprawdzić naszą łódkę i wypić kawę. Jezioro należy do tych większych. W skrócie można powiedzieć, że nie było widać drugiego brzegu. Polodowcowy zbiornik dość płytki od metra do 10m głębokości z kamienistym dnem. Odradzano nam branie silnika ze względu na urwanie śruby na płyciznach, z resztą na jeziorze powbijane były tyczki oznaczające płycizny.  Mamy nasz domek kobiety zaczęły rozpakowywać walizki a my zatroszczyliśmy się o sprzęt wędkarski. Dwie godziny później przy pięknej pogodzie wsiadamy do łódki. Zaczęliśmy sondować jezioro, wszystko zgadza się z opisem jeziora, na wyświetlaczu często gęsto pojawiają się większe i mniejsze rybki. Nie ma na co czekać, woblerki i gumki lądują w wodzie. Po godzinie jesteśmy bez podbicia a pogodna pogoda zamienia się w przeszkadzający w pływaniu wiatr i delikatny deszczyk. Łowimy dalej, druga godzina-JEST mam pierwszego Szweckiego szczupaka, waga 1kg na zieloną gumkę, kolejny rzut w to samo miejsce i już nie mam gumki, niestety taką miałem tylko jedną sztukę. Zrobił się wieczór, deszcz padał coraz mocniej a szczupaków nie ma, przemoczeni poddajemy się, przecież to pierwszy dzień sprawdzamy łowisko!!!




     Drugi dzień, blady świt my już pływamy, próbujemy wszelakich przynęt, wszystko wypróbowane i…nic. Spływamy zawiedzeni, po śniadaniu dalej na łódkę i…. nic. Niestety dzień stracony. Kolejny dzień i bez efektów, zaczynamy się denerwować. Bierzemy pikerki i idziemy odreagować na białoryb, spróbujemy połowić z leżaczków. Na szczęście w nęconym od pierwszego dnia miejscu zaczynamy łowić spore 



leszcze, czym
wywołaliśmy sensacje na campingu. I tu ciekawostka, metoda drgającej szczytówki nie była za bardzo znana w tym miejscu. Chłopaki łowiący na zwykłe wędki podpatrzyli naszą metodę łowienia. Zaczęli przyczepiać ciężarki do swoich zestawów i ustawiać wędki nie w kierunku wody, lecz w stronę plaży, obserwowali swoje zwykłe szczytówki czy się poruszą:)
. Druga ciekawostka, co pewnie wiedzą wszyscy co byli w Skandynawii to zmiana pogody. Wychodzisz świeci słońce, 15 minut i mamy oberwanie chmury i za 15 minut znowu mamy słoneczny dzień.
      W miejscowym sklepie wędkarskim dostajemy ulotkę a w niej informacja, że blisko nas znajduje się rzeka z dorodnymi okazami pstrągów. Rzeka marzenie, w środku lasu rwący i spokojny nurt, kamienie, przepłacenia i kaskady a dookoła pełno roślinność. Jak to w Szwecji tablica i pełen opis łowiska razem z mapkami gdzie można łowić. Rzeka była podzielona na obszar dla spinningistów i muszkarzy. Kolejną niewyobrażalną rzeczą był automat stojący w środku lasu wielkości parkomatu, po wrzuceniu pieniędzy, automat wydawał pozwolenie na wędkowanie (u nas byłby 1 dzień). Piotr postanawia spróbować, rano startuje nad rzekę i już po godzinie dostaje smsa „ Mam 1,5kg pstrąga tęczowego i małego szczupaka”. Ogólnie jego pierwsza wyprawa zakończyła się jeszcze zerwanymi holami paru tęczaków. Wieczorem wybieram się z nim, wziąłem wędkę, ale nie kupowałem pozwolenia, podpatrzę Piotra,
 

sprawdzę czy z tymi pstrągami nie jest jak z szczupakami:)
Nie minęło pół godziny a Piotr na raty wyciąga pięknego tęczaka (pierwszy raz chwycił, lecz był nie zacięty, po rzucie w to samo miejsce pstrąg wylądował w podbieraku). W następnym miejscu jest kolejny-niestety zerwany. Do wieczora mamy jeszcze kilka brań wszystkie na małe obrotóweczki. Będziemy tu jutro od rana na bank.
        Poranne łowienie, dalej na małe obrotóweczki daje efekty, mamy sporo brań, wszystkie pstrągi prawie takie same do 1,5kg. Spotykamy innych wędkarzy łowiących na muchę też nie źle sobie radzą a może i lepiej. Wracamy na mały odpoczynek i śniadanie a później dalej jedziemy łowić. Woda się uspokoiła i brań zrobiło się mniej, lecz chyba ciekawiej. Zaczęliśmy rzeczywiście polować na ryby, potrafiliśmy zauważać na wodzie to, co na początku łowienia nie widzieliśmy. To gonitwę pstrąga za owadem, zawirowania wody, czy typowe pluśnięcia wody. To dawało satysfakcje, że rzucając w te miejsca mogliśmy wyciągać tęczaki. Niestety był to ostatni dzień naszej wizyty w Szwecji, mamy mieszane odczucia, co do szczupaków. Czy ta woda była za trudna dla nas, czy nie każde jezioro obfituje w szczupaki? Wiemy też od wędkarzy, którzy łowili na tym jeziorze że wszystkie sztuki jakie oni wyciągnęli były z drugiej strony jeziora. Ale mieli silnik i przeniesienie się z jednej strony na drugą nie sprawiało im problemu. Wiemy jedno- połapaliśmy spore ryby z przepięknej rzeki, nad którą kiedyś planujemy wrócić. 

  

 

                                

 

 



 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 1 odwiedzający (1 wejścia)  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja